Połowa lutego. Słońca jak na lekarstwo, zimno, szaro, na ulicach leży brudny śnieg, a zmrok zapada rozpaczliwie wcześnie. W takiej niesprzyjającej romantyzmowi scenerii 14 lutego obchodzimy święto zakochanych, czyli Walentynki. W Polsce świętujemy je od lat 90. XX wieku, a wprowadzeniu święta towarzyszyły liczne spory światopoglądowe, ponieważ Walentynki przywędrowały do nas ze Stanów Zjednoczonych wraz z całą komercyjną oprawą nastawioną na handel i konsumpcję. Tradycyjnie Słowianie obchodzili święto miłości i płodności w czerwcu w trakcie Nocy Kupały nazywanej też Sobótką lub palinocką (nazwa pochodzi od rozpalanych tej nocy wielkich ognisk), Walentynki są więc świętem zapożyczonym z tradycji anglosaskiej. Ponieważ jednak miłości, tak jak słodyczy nigdy nie jest za dużo, to lepiej świętować dwa razy w roku niż raz – w oczekiwaniu na noc czerwcową, pamiętajmy też o dniu św. Walentego.
Skąd wzięły się Walentynki?
Jak zwykle w wypadku świąt obchodzonych od stuleci, na kształt święta złożyło się kilka czynników. Pierwszy ślad odsyła do świętego Walentego, lekarza i biskupa Termi, miejscowości leżącej pod Rzymem. Legenda mówi, że Walenty udzielał potajemnie chrześcijańskiego ślubu parom, których rodzice byli przeciwni związkowi, a zwłaszcza żołnierzom, którym cesarz zabronił ślubu w czasie służby wojskowej aż do 37 roku życia. Za łamanie tego prawa Walenty został wtrącony do więzienia, a tam zakochał się w niewidomej córce strażnika, która pod wpływem jego uczucia odzyskała wzrok. Na wieść o cudzie cesarz rozkazał zabić Walentego. Dzień przed straceniem Walenty napisał do swojej ukochanej list, podpisując go: „Od Twojego Walentego”. Egzekucję wykonano 14 lutego 269 roku, a na grób męczennika w oczekiwaniu cudów zaczęli przychodzić chorzy. Wkrótce Walenty został patronem i obrońcą osób chorych psychicznie, nerwowo i epileptyków (padaczkę nazywano wtedy nawet chorobą św. Walentego), a także… zakochanych. Biorąc pod uwagę fakt, że miłość przypomina niekiedy szaleństwo, takie zestawienie nie powinno zbytnio dziwić.
Tyle legenda, a tymczasem w Rzymie już dużo wcześniej między 14 a 15 lutego obchodzono tzw. Luperkalia ku czci Fauna, opiekuna pasterzy i boga płodności. Dziewczęta wypisywały wtedy swoje imię na kartce i wrzucały je do urny, a chłopcy losowali je; tak dobrane pary spędzały czas święta w swoim towarzystwie. Święto stanowiące połączenie obu tradycji obchodzono najpierw 14 lutego na południu i zachodzie Europy – we Włoszech, Francji i Belgii, a nieco później też w Anglii i to właśnie Anglicy rozpropagowali Walentynki na całym świecie. Tradycyjnym sposobem obchodzenie Walentynek w okresie elżbietańskim było przesłanie ukochanej lub ukochanemu bileciku czy listu z wyznaniami miłości, wierszem, z dołączoną perfumowaną chusteczką lub rękawiczką – z tego zwyczaju wywodzi się tradycja wysyłania anonimowych kartek walentynkowych podpisanych: „Twój Walenty” lub „Twoja Walentyna”. Najstarszą walentynką jest XV-wieczny wiersz napisany do żony przez księcia Karola Orleańskiego uwięzionego w twierdzy Tower w Londynie. Geoffrey Chaucer, angielski poeta, opisał w poemacie „Sejm ptasi” (1382 rok) dzień św. Walentego jako ten, w którym ptaki zaczynają łączyć się w pary za pozwoleniem bogini Natury, a w ślad za nimi robią to ludzie (co rzeczywiście miało sens – w średniowieczu obowiązywał kalendarz juliański, 14 lutego wypadał mniej więcej około dzisiejszego 1 marca). Jak popularny był Dzień św. Walentego w Anglii świadczy fakt, że wspomina o nim nawet Ofelia, bohaterka „Hamleta” Williama Szekspira:
(…)Dzień dobry, dziś święty Walenty.
Dopiero co świtać poczyna;
Młodzieniec snem leży ujęty,
A hoża doń puka dziewczyna.
[Hamlet, Akt IV Scena 5; tłumaczenie Józef Paszkowski]
Zostawmy jednak biedną Ofelię, ponieważ jej romans z Hamletem to raczej przykład miłości nieszczęśliwej. Warto za to wspomnieć Waltera Scotta, pisarza angielskiego, który w XVIII wieku opisał Dzień św. Walentego w powieści „Piękne dziewczę z Perth”, na podstawie której powstała opera Bizeta. Wraz z rozrostem kolonii zamorskich Anglia eksportowała także swoje święta na podbite tereny i tak Walentynki trafiły do Ameryki. To właśnie tam w XIX wieku (około 1850 roku) Esther Howland zaczęła chałupniczo wytwarzać gotowe kartki walentynkowe. Pomysł przyjął się rewelacyjnie i rozpowszechnił na całym świecie – kartka z wyznaniem miłosnym to dziś podstawowy symbol Walentynek, a święto obchodzone jest z różnymi innowacjami niemal na całym globie. W Japonii to kobiety obdarowują mężczyzn czekoladkami, które dzieli się na: „honmei-choko” dla ukochanego i „giri-choko” dla kolegów, w Pradze trzeba zawiesić kłódkę z inicjałami zakochanej pary na moście Karola, a w Dani przesyłano sobie bibułki, na których pod światło można było odczytać imię zakochanego.
Od czekoladek do Ekowalentynek
Zapewne nikt już tego nie pamięta, ale do Polski Walentynki zawitały dopiero w 1992 roku. „Wszystkim zakochanym w dniu ich święta życzymy wielkiego szczęścia w miłości” – taką ogromną reklamę w „Gazecie Wyborczej” z 14 lutego 1992 roku umieściło wydawnictwo Harlequin, słynące z publikacji romansów. Choć nie było łatwo, co roku święto zyskiwało więcej zwolenników zwłaszcza wśród młodzieży – dziś w całej Polsce wysyłamy sobie rymowane walentynki, dajemy czekoladki i prezenty. Jednak Walentynki mają też ciemną stronę. Szybko okazało się, że reklama potrafi niszczyć nawet piękny zamysł – wystarczy do misia, książki czy garnka dopiąć walentynkowe serduszko czy różową wstążkę, aby wcisnąć klientowi każdy zalegający w magazynie towar.
Ponieważ ideą Walentynek jest świętowanie miłości, a nie konsumpcja hipermarketowych gadżetów i wytwarzanie ton śmieci, nie dajcie się na to nabrać! Proponujemy kilka ekologicznych i pomysłowych rozwiązań walentynkowych:
– Zamiast tradycyjnej walentynki można wysłać kochanej osobie kartkę elektroniczną (e-kartkę) lub walentynkę wydrukowaną na papierze pochodzącym w 100 % z recyklingu. Dzięki takim zachowaniom dbamy o lasy!
– Powiedzmy sobie wprost – nie kupujemy pluszaków, serduszek i gadżetów – ale Walentynki bez czekoladek to nie Walentynki! A jak wiadomo plantacje kakao mogą stanowić ogromne źródło wyzysku. Dlatego najlepiej kupić czekoladki wytwarzane ręcznie, w małych manufakturach i opatrzone znakiem Fair Trade – dzięki temu wiemy, że pracownicy plantacji są odpowiednio wynagradzani, nie pracują w szkodliwych warunkach, a co najważniejsze – na plantacjach nie pracują wykorzystywane dzieci.
– Cięte kwiaty w lutym? Jeśli chcecie się dowiedzieć w jak szkodliwych dla zdrowia ludzi warunkach hodowane są na afrykańskich plantacjach cięte róże, które kupujecie w kwiaciarniach wystarczy, że zajrzycie tutaj. Jeśli więc kwiaty to koniecznie ze znakiem Veriflora czy Fair Trade, uprawiane lokalnie. Choć może jednak na cięte tulipany warto poczekać do maja i kupić je od działkowca, a w lutym zdecydować się na wspólne podlewanie, wieloletniej rośliny doniczkowej?
– Ekolodzy zachęcają do wzięcia udziału w EkoWalentynkach i akcji „Kocham recykling”, która będzie mieć miejsce 14 lutego w ponad 100 miejscowościach w Polsce. Każdego roku w Polsce produkowanych jest i sprzedawanych około 400 mln sztuk baterii, które zawierają metale ciężkie np. ołów czy rtęć i ze względu na toksyczne substancje, powinny być segregowane i utylizowane w specjalnych instalacjach, nie można ich po prostu wyrzucać do pojemników na śmieci. Wystarczy przynieść kilka niepotrzebnych, zużytych baterii, aby otrzymać symboliczne serce-lizak i przyczynić się do segregowania toksycznych odpadów. Szczegółową listę miejsc, do których można przynosić baterie i listę koordynatorów znajdziecie tutaj.
Zapraszamy też serdecznie do poszukiwania innych, nietypowych form spędzania Walentynek, np. łódzkiego spaceru tematycznego „I była miłość na Bałutach”. Świętowanie nie powinno być przymusem i opresją – ci, którzy nie są zakochani, nie powinni tego dnia czuć się gorzej!
Marta Zdanowska