Odizolowane miasta w miastach, zazwyczaj bez nazw ulic, kanalizacji i bieżącej wody, utwardzonych dróg, powszechnego dostępu do prądu i transportu. Zabudowane przez tysiące niewielkich konstrukcji mieszkalnych skleconych ze znalezionych materiałów: blachy falistej, skrzynek, desek czy tektury. Nie docierają tu szkoły, szpitale ani inne instytucje publiczne, a zamiast policji władzę sprawują przeważnie zorganizowane grupy przestępcze. To przykładowy krajobraz z najbiedniejszych na świecie dzielnic terenów zurbanizowanych – jesteśmy w slumsach.
Od 1986 roku, w każdy pierwszy poniedziałek października obchodzimy Światowy Dzień Mieszkalnictwa. Został wyznaczony przez Organizację Narodów Zjednoczonych w celu zwrócenia uwagi na kondycję rozrastających się obszarów miejskich, jak również na podstawowe prawo do odpowiedniego schronienia. Tegoroczne obchody odbywają się pod hasłem „Głosy ze slumsów” („Voices from Slums”), żeby naświetlić problem dzielnic nędzy, dla których liczba mieszkańców, jak szacuje UN-Habitat (Program Narodów Zjednoczonych ds. Osiedli Ludzkich), sięga około 1 biliona i wraz z narastającą tendencją urbanizacyjną nieustannie się powiększa. Miasta stają przed niespotykanymi wyzwaniami demograficznymi, środowiskowymi, gospodarczymi, społecznymi i przestrzennymi. Przewiduje się, że jeszcze przed 2030 rokiem 6 na 10 osób światowej populacji będzie zamieszkiwać obszary miejskie, z czego ponad 90% tego wzrostu zogniskuje się w Afryce, Azji, Ameryce Południowej i na Karaibach. Zwłaszcza rozwijającym się krajom Globalnego Południa, walczącym o swoje miejsce w światowej gospodarce, gdzie brakuje wydolnej infrastruktury, zasobów finansowych i nieraz skutecznych struktur rządowych, jest niezwykle trudno podołać pędzącym procesom miastotwórczym.
W obliczu nieefektywnej polityki urbanizacyjnej, konsekwencje tej szybkiej przemiany będą dramatyczne, a w wielu miejscach na świecie są wyraźnie odczuwalne już dzisiaj. Miasta nie rozbudowują się wystarczająco szybko w stosunku do zapotrzebowania, więc slumsy rozlewają się na coraz większe obszary. W ciągu ostatniej dekady ten proces najbardziej dotknął miast afrykańskich. W poszukiwaniu jakiejkolwiek pracy i nadziei na przyszłość ściąga do nich ludność wiejska, która już nie jest w stanie się utrzymać i wyżywić z dotychczasowego modelu tradycyjnego gospodarstwa. Nie mogąc liczyć na wsparcie lokalnych władz, przybysze zazwyczaj organizują sobie samodzielnie miejsce do życia w najbiedniejszych dzielnicach. Mimo że często traktują slumsy jako przejściowy etap, wobec przerostu siły roboczej i bez wykształcenia – które jest dla nich raczej nieosiągalne, bo za drogie – większość przybyszy nie jest w stanie się wydźwignąć z biedy i zakorzenia się tam na dobre.
Niestety, w dzielnicach nędzy, położonych zresztą przeważnie w pobliżu luksusowych dzielnic, nie sprawdzają się również nadzieje na dobrodziejstwa wynikające z życia w mieście. Na jedno ujęcie wody i toaletę zamiast kilku rodzin na wsi, tutaj przypada kilkadziesiąt. Nawet nielegalne podpięcie się do prądu na własną rękę, o ile jest możliwe, stanowi spory wydatek, a brak dróg i transportu publicznego wcale nie ułatwia dostępu do opieki medycznej czy regularnej edukacji podstawowej. Warto dodać, że w krajach Globalnego Południa, gdzie populacja światowej ludności przyrasta najszybciej, miliony osób są mieszkańcami slumsów od urodzenia, więc na trudne warunki związane z mieszkalnictwem narażone są zwłaszcza dzieci. Według danych UN-Habitat, przed 2030 rokiem ponad 60% wszystkich mieszkańców miast będzie miało poniżej 18 lat. Dzieci i młodzież są nieraz pierwszymi „beneficjentami” wzrostu przestępczości i uzależnień, wynikających z ubóstwa i bezrobocia. Mieszkańcy slumsów nieproporcjonalnie dotkliwiej odczuwają również konsekwencje zmian klimatu i kataklizmów. Prowizoryczne budowle sklecone z nietrwałych materiałów na niepewnych jutra zboczach są szczególnie zagrożone przez osuwiska, powodzie i trzęsienia ziemi.
W gęsto zabudowanych dzielnicach biedy nie zastaniemy zacienionych parkowych alejek ani schludnych dzielnicowych skwerów – przestrzeni publicznych przeznaczonych do wspólnego spędzania czasu, a w efekcie budowania nie tylko więzi międzyludzkich, ale i więzi z miejscem. Z powodu nierozwiązanych kwestii praw własności i braku gwarancji ciągłości zamieszkania, mieszkańcy slumsów, nie czując się ich gospodarzami, przeważnie nie mają motywacji do odpowiedzialności za wspólną przestrzeń. Na dodatek, w każdej chwili mogą być wyeksmitowani przez oficjalnych właścicieli ziemi, a nawet władze miejskie za pomocą buldożerów.
Reporter Adam Leszczyński z wizyty w Kiberze, dzielnicy nędzy w Nairobi, stolicy Kenii, opowiada, że z jednej strony wbrew swoim wyobrażeniom w wielu domkach zaobserwował wzorową czystość i suszącą się na dworze śnieżnobiałą bieliznę, z drugiej zaś w każdej chwili na głowę mogła wylądować „latająca toaleta” („Dziękujemy za palenie”, 2012). Jedna wykopana w ziemi latryna przypadała na kilkadziesiąt rodzin, a wybudowane z funduszy ONZ nowoczesne toalety musiały na siebie zarabiać, więc korzystanie z nich kosztowało trzy kenijskie szylingi. Nie tak mało, zważywszy, że kino w slumsie kosztowało pięć. „Ludzie robią więc kupę do plastikowej torebki, zawiązują ją na supełek, a potem biorą szeroki zamach – i nie troszczą się o to, gdzie wyląduje”.
Powołuje się jednak na praktykę z jednej z dzielnic Nairobi, gdzie uwłaszczeni w ramach eksperymentu mieszkańcy podjęli wspólne działania, żeby rozwiązać problem zalegających śmieci. Przez dłuższy czas ich stamtąd praktycznie nie wywożono, ponieważ z trzydziestu obsługujących dzielnicę śmieciarek działały tylko trzy, a te trzy były w stanie dotrzeć jedynie do niewielkiego ułamka ulic. Po otrzymaniu praw własnościowych, mieszkańcy zorganizowali się i sami zaczęli dostarczać śmieci do punktów, które sprawne pojazdy bez trudu mogły obsłużyć.
Władze miejskie nieraz przymykają na slumsy oczy albo pozostają w dużej mierze bezradne wobec piętrzących się w dzielnicach nędzy potrzeb i problemów, a podczas wyborów można w nich tanio nabyć głosy sporej części elektoratu. Z działań pomocowych natomiast tylko niewielka część stacjonujących w Kiberze organizacji humanitarnych odpowiada na rzeczywiste potrzeby mieszkańców. Odkąd Kibera została ogłoszona największym slumsem na świecie, pojawiają się tu sporadycznie politycy i celebryci, obiecując pomoc. Wraz z ekipami telewizyjnymi i fotoreporterami odwiedzili ją Angelina Jolie i Bono z U2, a Obama zapewnił, że kocha ich wszystkich – mieszkańców Kibery – jako swoich braci i swoje siostry. Za nimi suną setki turystów, płacący za obrazy slumsowej nędzy po sześć dolarów za dwuipółgodzinną wycieczkę. Wśród atrakcji dla bardziej wymagających, turystyka slumsowa oferuje na miejscu nocleg, który pomaga lepiej się wczuć w lokalne warunki i „egzotyczną” kulturę nędzy. Niestety, ta oferta turystyczna jest napędzana w dużej mierze z zewnętrznych wobec slumsu biur podróży, zatem pieniądze ciekawych świata turystów pozostają przeważnie poza zasięgiem oglądanych.
Zresztą, próby ucywilizowania slumsów, nie dość, że nie są w interesie ukierunkowanych na nie biur podróży, to – jak pisze Leszczyński – są podobnie syzyfową pracą, co zamiatanie klepiska. Bo w Kiberze nie ma przyszłości, a „[…] jeśli ktoś nie ma przyszłości, nie dba o siebie”. Jej mieszkańcy wyruszają codziennie do pracy w „lepszych” częściach miasta, na słabo płatnych posadach nauczycielek, pielęgniarek i magazynierów lub sprzątaczek i obsługi hotelów czy prywatnych ekskluzywnych will, oddzielonych od slumsów grubym murem. W większości porzuciwszy nadzieję, że kiedykolwiek się stamtąd wyprowadzą.
UN-Habitat zwraca uwagę na potrzebę holistycznej polityki wobec rozwoju miast i siedlisk ludzkich, prowadzącej do tworzenia odpowiednich systemów mieszkalnych i infrastruktury miejskiej oraz podnoszenia jakości życia w slumsach. Jednym z centralnych zadań sformułowanych przez organizację jest promowanie zintegrowanego podejścia w planowaniu i budowie zrównoważonych miast, wspieranie władz lokalnych i zaangażowanie najbiedniejszych mieszkańców miast w podejmowanie decyzji dotyczących ich rozwoju.
W ramach działań Un-Habitat powstała również międzynarodowa kampania „I’m a City Changer” (w tłumaczeniu: „Zmieniam miasto”), która ma na celu zwiększenie świadomości społecznej na temat urbanistycznych wyzwań na drodze przekształcania miast na lepsze. Promuje łącznie kilka priorytetów, zasadniczych dla wizji zrównoważonej urbanizacji:
Odporne Miasto – przygotowywanie miast do przemian infrastrukturalnych, konsekwencji zmian klimatu oraz ryzyka klęsk żywiołowych.
Zielone Miasto – budowanie miast bezpiecznych dla środowiska i wydajnych energetycznie. Projektowanie budynków mieszkalnych pod kątem możliwie największej oszczędności energetycznej.
Bezpieczne i zdrowe miasto – w odpowiedzi na wyzwania urbanizacyjne, miasta są nierozerwalnie powiązane z zagadnieniami gospodarczymi, zmianami klimatu, konsumpcją zasobów czy bezpieczną żywnością. Muszą stanowić przyjazne środowisko do życia, żeby zwiększyć swój potencjał i stawiać czoła wyzwaniom zrównoważonego rozwoju w przyszłości.
Wspólne Miasto – ważne, by budować miasta społecznie inkluzywne, dostępne, sprawiedliwe, odpowiadające na potrzeby biednej ludności oraz wrażliwe na różnice płci. Rozwój sprawiedliwości społecznej jest jednym z podstawowych filarów, na którym powinny się opierać zrównoważone miasta. Sprawiedliwe miasto propaguje równe prawo do korzystania z profitów życia w mieście dla wszystkich jego mieszkańców.
Zaplanowane miasto – zrównoważona urbanizacja i rozwój wymagają dalekosiężnych procesów planowania i politycznych narzędzi, wykorzystujących miejskie aktywa i potencjał. Wiąże się to z partycypacyjnym podejściem do podejmowania decyzji, poświęcając uwagę w równy sposób tak na potrzeby gospodarcze, jak i środowiskowe oraz społeczne.
Produktywne Miasto – miasta powinny być bardziej wydajnym środowiskiem, zapewniającym mieszkańcom godziwą pracę. Ekonomicznie zrównoważony rozwój zakłada wykorzystanie możliwości miejskich gospodarek na rzecz zawodowego aktywizowania mieszkańców i przyczyniania się do zwiększenia ich środków do życia.
Na stronie kampanii I’m a City Changer znajdziemy ponadto ponad 270 historii organizacji pozarządowych i aktywistów o inicjatywach lokalnych na rzecz poprawy funkcjonowania miast na całym świecie. Dowiemy się na przykład, że ruch Na6er Bait, co po arabsku oznacza „czekając na dom”, zorganizował akcję zbierania długopisów. Zostały wręczone premierowi Kuwejtu, żeby zachęcić go do podpisania rozporządzeń mających na celu takie zmiany w polityce mieszkaniowej, które otworzą lokalny rynek nieruchomości – gdzie średnia wartość domu stanowi jeden milion dolarów – na potrzeby klasy średniej i biednej. Przeczytamy o akcji robienia zdjęć drzewom w Teheranie, w nawiązaniu do ich znaczenia nie tylko w kontekście korzyści środowiskowych, ale i tożsamości kulturowej miasta. Dowiemy się o rowerowej masie krytycznej w Belgradzie, zmierzającej do poprawy bezpieczeństwa kierowców jednośladów na miejskich drogach i o artystycznej akcji „Odszarzanie miasta” w Łodzi, podczas których miejskie kałuże i dziury, potraktowane wyraźnymi barwnikami roślinnymi ożywiają publiczną przestrzeń.
Podejmij wyzwanie:
Korzystaj z możliwości uczestnictwa w wyborze i ocenie inwestycji miejskich. Zagłosuj w budżecie partycypacyjnym lub zaproponuj zmiany, na których ci zależy. Weź udział w konsultacjach społecznych na temat sugerowanych zmian w twojej okolicy.
Spróbuj się dowiedzieć jakie są główne problemy, z którymi boryka się obecnie miasto, w którym mieszkasz. Być może uda ci się zaangażować w bliską sercu akcję czy kampanię na rzecz poprawy jego warunków lub zdobędziesz się na organizację samodzielnej inicjatywy. Warto oznaczyć takie wydarzenie na interaktywnej mapie na portalu „Im a City Changer” i zostawić notatkę o planowanym działaniu.
Źródła / dowiedz się więcej:
Adam Leszczyński, „Latająca toaleta. Naprawianie slumsów”, w: „Dziękujemy za palenie. Dlaczego Afryka nie może sobie poradzić z przemocą, głodem, wyzyskiem i AIDS”, PAH, Warszawa 2012
Podstrona poświęcona Światowemu Dniu Mieszkalnictwa na portalu organizacji UN Habitat
KampaniaI’m a City Changer, skupiająca relacje aktywistów miejskich z całego świata.
Irena Jazukiewicz