29 września obchodzimy Międzynarodowy Dzień Świadomości o Marnowaniu Żywności. Święto zostało ustanowione przez ONZ w 2019, pierwsze obchody miały miejsce w 2020 roku. Według danych ONZ każdego roku na świecie marnowana jest aż 1/3 wyprodukowanej żywności. Jej powierzchnia zajęłaby więcej miejsca niż Chiny i Indie razem wzięte.
Takie marnotrawstwo jest jednym z głównych czynników napędzających zmiany klimatu. Eksperci wyliczyli, że emisje gazów cieplarnianych związane z całym łańcuchem powstawania, dostarczania i przechowywania żywności stanowią 8% wszystkich emisji na świecie. Gdyby zmarnowane jedzenie było krajem, byłoby więc trzecim największym emitentem CO2 po Chinach i USA (patrząc ilościowo).
„To katastrofa ekologiczna, ale także społeczna i ekonomiczna” – zauważa „The Guardian”. Społeczna, bo ponad 800 mln ludzi jest niedożywionych, a ekonomiczna, bo marnowanie żywności kosztuje światową gospodarkę 940 mld dolarów rocznie. To więcej niż osiem budżetów Polski na 2020 r.
Zmiana systemu to podstawa, żeby uchronić nas przed najgorszymi skutkami zmian klimatu. Jednak w kontekście marnowania żywności to odpowiedzialność indywidualna jest ogromna. Według unijnego projektu EU FUSIONS aż 53% żywności marnujemy we własnych domach (pozostałe: 11% na etapie produkcji, 19% przy przetwarzaniu, 5% przy sprzedaży, 12% w hotelach i gastronomii).
A takie marnowanie jedzenia to marnowanie zasobów – ziemi, pracy, nawozów, paliwa, wody, prądu. Jak zwracają uwagę przedstawiciele aplikacji Too Good To Go (pozwala na zakup za 1/3 ceny jedzenia z restauracji, które za chwilę znalazłoby się na śmietniku), wyrzucając do kosza banana, marnujemy tyle wody, ile potrzebne jest do 10-minutowego prysznica. Tymczasem w samej tylko Wielkiej Brytanii wyrzucanych jest 1,4 mln bananów. Dziennie. Nie wspominając o kilkunastu miliardach zwierząt (jak nie więcej), które umiera co roku tylko po to, żeby ich mięso trafiło do kosza.
– Nie można więc mówić, że nie mamy na to żadnego wpływu. To my kupujemy za dużo, oczami, czy korzystając z promocji. Problem w tym, że gdy kupimy dwie rzeczy w cenie jednej, to potem ta druga się marnuje, bo nie zdążyliśmy jej zjeść w terminie – zauważa Magdalena Marzec, dyrektorka marketingu w Too Good To Go.
Marzec zwraca przy tym uwagę, że jednym z problemów jest też brak wiedzy. I podaje przykład cebuli i ziemniaka, których zostawienie obok siebie sprawia, że dojrzewają szybciej. – W efekcie kończymy z kiełkującymi ziemniakami i cebulą, która bardziej niż jedzenie przypomina kwiatek do posadzenia w doniczce – dodaje.
Jeżeli następnym razem trafimy na promocję w sklepie, zastanówmy się: czy jest sens kupować? A jeśli macie za dużo jedzenia, zastanówcie się, czy możecie je gdzieś oddać. Być może macie u siebie np. Jadłodzielnię/Foodsharing.
oprac. Szymon Bujalski