Tak, jak i my, niewiele śpią i czasem byle jak jedzą, karmią, chronią, uczą, zabawiają i troskliwie obserwują pierwsze kroki dzieci – pozwalając im odejść, gdy osiągną samodzielność – zwierzęcy rodzice. 15 maja obchodzimy Międzynarodowy Dzień Rodzin, ustanowiony przez Zgromadzenie Ogólne ONZ, którego celem jest zwiększenie świadomości na temat potencjału i wyzwań związanych z życiem rodzinnym. W posiadaniu potomstwa doświadczenie ludzi dzielą rodzice z kopytami, płetwami, pazurami czy skrzydłami. Dlatego w ramach święta proponujemy bliżej poznać ich rodziny.
Ewolucję i różnorodność gatunków na Ziemi od milionów lat zapewnia zdolność do rozmnażania się. Przekazanie swoich genów w świecie przyrody oznacza sukces, a pęd do wyprowadzenia potomstwa jest kluczowym instynktem, wartym wysiłku i ryzyka, nawet jeśli jest w sprzeczności z instynktem samozachowawczym. Wiedzą o tym m.in. samce modliszki czy czarnej wdowy, które mimo groźby śmierci (zazwyczaj spełnionej) w paszczy wybranki, rywalizują ze sobą i niestrudzenie zabiegają o jej względy, gotowe ponieść wysoką cenę rodzicielstwa.
Pierwszym krokiem do założenia rodziny także w świecie zwierząt jest spotkanie. Dla wielu gatunków impulsem do rozpoczęcia godów jest zapowiedź pory roku obfitującej w pożywienie. Jak powiadomić o chęci poznania odpowiedniej partnerki czy partnera? Można powiedzieć wprost: np. byki jelenia szlachetnego ryczą o tym całymi nocami, od zmierzchu do świtu, a dźwięk rykowiska roznosi się na wiele kilometrów. Chrząszcze, świerszcze i komary również wydają dźwięki – co prawda innego kalibru – ale i one, poprzez pocieranie odnóży czy specjalną częstotliwość ruchu skrzydeł, informują o swoim położeniu i nawołują samice. Ptasi panowie śpiewają w tym celu skomplikowane pieśni godowe i nawet niektóre ryby posługują się głosem, żeby zaprosić do rozrodu płeć przeciwną.
Dobrą wiadomość trzeba przekazać na dużą odległość. Oprócz dźwięku, z łatwością rozprzestrzenia się również zapach, który dla adresatów przesłania będzie całkowicie czytelny. Toteż pachnie odpowiednio pajęczyna płodnej pajęczycy, inny zapach noszą samice niektórych gatunków ryb, ssaków, ptaków i owadów. Wołaniem godowym kolczatek jest rozsiewanie zapachu, który jest trudny do zniesienia dla ludzkiego nosa. Niektóre gatunki motyli natomiast wywąchają obecność gotowej do potomstwa partnerki nawet na odległość 8 km.
Czasami miejsce spotkania jest umówione zawczasu. Łososie płyną na tarło tysiące kilometrów w górę rzeki, dokładnie w te okolice, gdzie same zostały spłodzone. Ryby rozpoznają drogę po zapachu, bo woda w zależności od porastających ją roślin na różnych odcinkach pachnie inaczej. Słonie morskie kierują się w tym celu na Wyspy Szetlandzkie, wybierając za każdym razem to samo wybrzeże. Najpierw gromadzą się najsilniejsze i największe samce, o najbardziej imponującej tuszy i trąbie, a za nimi wychodzą na brzeg ich młodsi, około siedmioletni rywale. Całe towarzystwo błogo i zgodnie wyleguje się przez kilka dni, co jakiś czas robiąc przerwy na posiłek. Czekają.
Okres męskiej przyjaźni kończy się dokładnie w tym momencie, gdy w małych grupkach zaczynają nadciągać samice: na wybrzeżu natychmiast rozpoczyna się widowiskowa walka. Kłębią się płetwy, trąby, zęby i głośne ryki rywali. Najważniejszym celem jest zajęcie terenu dla nowej rodziny oraz demonstracja siły i odwagi jak największej grupie samic. Nawiasem mówiąc, słonice morskie przypływają na wyspy, żeby urodzić potomstwo po zeszłorocznych godach. Świeżo upieczone matki przystąpią do godów z najsilniejszymi samcami, dopiero po dwóch tygodniach intensywnej opieki nad małymi. Po tym pełnym wrażeń okresie, każdy płynie w swoją stronę, żeby spotkać się ponownie w umówionym miejscu po 11 miesiącach.
Gdy już dojdzie do spotkania, potrzebna jest zachęta, czyli zaloty. Samce krokodyli nilowych pływają wokół siebie w napięciu, wystawiając ponad wodę ledwo widoczne oczy. W odpowiednim momencie zaczynają zażarte walki terytorialne. Przed samicą natomiast groźny przed chwilą wojownik wydaje daleko niosący się głos, zapraszająco wygina grzbiet, unosi głowę i ogon, otwiera i zamyka paszczę, jakby chcąc pokazać się z najlepszej strony i zaprosić do godów.
Nocoświetliki w tym celu odpowiednio świecą, ptaki roztaczają szeroki wachlarz, wykonują tańce godowe, ssaki natomiast obwąchują i trącają się nawzajem, pocierają ciałem oraz drepczą wkoło. Sarnie zaloty wymagają wytrwałości i dobrej kondycji, bo w ich przypadku można mówić o godowych biegach. Gdy kozioł wytropi po zapachu płodną kozę, spotkanie przebiega według dobrze znanego im obu scenariusza. Kozioł na początek usiłuje zaimponować samicy, na co ta wydaje najpierw głośne piski, a za chwilę rzuca się do ucieczki. Gonitwa trwa nawet kilka kilometrów, podczas której samiec czasem traci oddech, ale na pewnym etapie dochodzi do spowolnienia biegu. Zwierzęta zamiast pogoni w linii prostej, zaczynają zacieśniać krąg lub krążą w ósemce. Ten etap odwzorowują charakterystycznie wydeptane ślady wokół krzaka lub kamienia. Kozioł biegnie tuż za wybranką do tej pory, dopóki koza nie zdecyduje, że jest gotowa do przejścia w kolejną fazę spotkania.
Najważniejszym zadaniem świeżo upieczonych rodziców jest przygotowanie dla potomstwa dobrego startu. Zostawienie dzieci samym sobie niekoniecznie w tym świetle oznacza lekkomyślność. Czasami kluczowe wysiłki rodzicielskie zostają podjęte jeszcze przed przyjściem maluchów na świat. Może być to znalezienie odpowiednich warunków – taka umiejętność u wielu gatunków jest zapisana w genach. Ryby składają ikrę zazwyczaj w płytkiej, dobrze natlenionej wodzie: czasami na jej powierzchni, czasami wśród roślin wodnych lub piachu – to zależy od preferencji gatunku. Samice rzekotki brazylijskiej dla swojego skrzeku budują w mule gniazda na kształt fortecy: tworzą ćwierćmetrowe jamki z murem ochronnym na wysokość 10 cm. Zielony żółw morski natomiast, gdziekolwiek by był, wędruje do zatoczki, w której sam się wylęgł, nawet na odległość tysięcy kilometrów. Ponieważ droga od brzegu też jest często daleka, samica cierpliwie brnie aż do zapamiętanego miejsca. Warto podjąć wysiłek: skoro było odpowiednie dla niej, bezpieczne tam będzie też jej żółwie potomstwo.
W przygotowania wyjątkowo angażują się samce nogala, duże biegające ptaki z australijskiej sawanny, które ojcostwem są zaprzątnięte właściwie przez cały rok. Planujący rodzinę samiec w ciągu 11 miesięcy wznosi okazały dwumetrowy kopiec o szerokości 7 metrów. W ramach fundamentów kopie na początek metrową jamę, do której nagania liście i gałązki, przykrywa ją piaskiem, a wtedy czeka aż materiał roślinny zacznie fermentować i wytwarzać ciepło. Temperatura, którą nogal chce osiągnąć, to 33 C. Dokładnie taka jest potrzebna do udanego rozwoju jaj. Wkłada co chwilę do małych otworów głowę i decyduje: schłodzić czy zasypać. Gdy warunki są wreszcie odpowiednie, pozwala jednej z kręcących się w okolicy samic złożyć jajko. Samica składa tych jaj 30 i to pojedynczo – dla każdego z nich nogal tak samo pilnie sprawdza temperaturę, żeby wyrazić zgodę. Przez następne około 3 miesiące, pozostawiony z potomstwem sam, samiec nieustannie kontroluje ciepłotę w kopcu, rozkopując i zakopując. Pisklęta, które się wyklują, nigdy nie poznają ojca – nogal odchodzi zaraz przed ich przyjściem na świat.
Samice skarabeusza czy żuka gnojowego z kolei, już budując gniazdo, dbają o pierwszy posiłek dla dzieci. Składają jaja w kuli z nawozu, uformowanej w kształt gruszki, która dla malców jest i domem, i pożywieniem po wykluciu. Swoją drogą, samo jajo w świecie wielu gatunków zwierząt jest tak pomyślane, że organizm matki wyposaża je w odpowiednią ilość substancji odżywczych, potrzebnych do rozwoju potomka – który rośnie, zjadając żółtko.
Samce kumaka pętówki wolą osobiście zadbać o bezpieczeństwo młodych: nawijają sobie skrzek po kilka sznurów na nogi i noszą go na biodrach przez kilka tygodni. Samiec wchodzi do wody dopiero wtedy, gdy kijanki się rozwiną. Woda rozpuszcza wówczas otoczkę skrzeku, a uwolniony tata żegna się z liczną dzieciarnią. Podobnie samce małej żabki nosatej z Chile – z tą różnicą, że przenoszą złożone jaja do swojego worka głosowego, rozrastając się przy okazji jakby same były w ciąży. Troskliwie wysiadują swoje potomstwo samice pytonów. Owijają się dookoła jaj na ok. 80 dni, podtrzymując temperaturę ciała w granicach 30 C. Niemal nie jedzą ani nie piją w tym czasie. Jako zmiennocieplne zwierzęta pomagają sobie dreszczami: im większe dreszcze, tym większa ciepłota ciała. Żeby ogrzać jaja kombinuje też samica dziobaka: zwija się wokół nich lub leżąc na plecach, ostrożnie – tak, żeby nie rozgnieść – kładzie jaja na brzuchu.
Obecność rodziców to już pewne życie rodzinne. Z dużą odpowiedzialnością do kwestii ojcostwa podchodzą niewielkie ryby, cierniki. Samiec, zmieniający w okresie godowym barwę na czerwień i usposobienie na agresywne względem wszystkiego co czerwone (tak wygląda potencjalny rywal), na początek buduje gniazdo. Zaprasza do niego gotowe do złożenia jaj samice – pozostałe uciekają na widok niezwykłych zalotów ciernika, który w wojennej oprawie, z otwartym szeroko pyskiem i nastawionymi kolcami płetw, płynie do nich zygzakiem i się cofa. Zaraz potem, samotny ojciec zabiera się do nowego zadania. Co około pół godziny przewietrza gniazdo, naganiając do niego ogonem świeżą wodę z tlenem i robi to, dopóki małe rybki się nie rozwiną. Wtedy zaprzestaje wentylacji, ale nadal krąży w pobliżu. Gdy któreś z niesfornych dzieci się wymyka, ciernik łapie je w pysk i wypluwa z powrotem. Potomstwo samic pielęgnicowatych natomiast rozwija się bezpośrednio w rybim pysku. Większość tilapii nosi w nim ikrę i narybek, na ogół prawie nic nie jedząc w okresie ich rozwoju. Przewracają tylko jaja ruchami szczęk, dostarczając przy okazji świeżą wodę. Gdy małe podrosną, przez pewien czas pozostają obok matki, żeby skryć się w jej ustach w razie niebezpieczeństwa.
Rodzic jako pierwsze „miejsce” schronienia w świecie zwierząt jest popularnym rozwiązaniem. Słowa „na matczynym grzbiecie” w przypadku wielu gatunków można odczytywać dosłownie. Małe pajączki pogońców po wyjściu z kokonu wdrapują się na pajęczą mamę i przez kilka dni jeżdżą na jej grzbiecie, czasami w ilości 200 sztuk. Pierwsze wycieczki krokodyli nilowych kończą się, gdy zwołuje je do siebie zaniepokojona samica i wiezie na grzbiecie na brzeg. Samice perkoza, należących do ptaków pływających, jako świeże mamy nurkują po pożywienie z pisklętami na plecach. Co pewien czas podpływa ojciec, żeby nakarmić drobnych pasażerów. Niewielkie ssaki oposy w obliczu zagrożenia otwierają pysk najszerzej jak potrafią i nieruchomieją. Żeby wypaść wiarygodniej, czasami padają też bez ruchu na ziemię z wysuniętym językiem i zamkniętymi oczyma. Jeśli to jest samica z dziećmi – tę sztuczkę bezbłędnie powtarza uczepione jej grzbietu potomstwo (8-9 małych), symulując wspólnie z mamą nagłą zbiorową śmierć.
Dzieci wydry początkowo pływają na brzuchu matki, podtrzymywane przez nie łapą. Do kangurzycy, która przez ok. 200 dni nosi w torbie dziecko uczepione jednego z 4 sutków, w tym samym czasie na obiady przychodzi starsze kangurzątko. Chwyta za „swój” sutek i dostaje z niego mleko o odmiennym składzie niż młodsze rodzeństwo. Na grzbiecie matki spędza pierwsze miesiące torbacz koala. Matka gibona natomiast wędruje z drzewa na drzewo z uczepionym brzucha dzieckiem, asekurując je ugiętymi w kolanach nogami, na kształt siedzenia. Słaby wieloryb swój pierwszy haust powietrza nabiera dzięki matce, która wynosi dziewięciotonowego malca ku górze.
W ptasich rodzinach (ale nie tylko) ilość jaj w lęgu zależy tak od wielkości rodziców, jak i dostępności pożywienia. Duże skrzydlate drapieżniki wyprowadzają zazwyczaj nieliczne potomstwo. W odróżnieniu od nich, zewsząd zagrożone małe ptaki, składają więcej jaj, co zwiększa szanse przetrwania przynajmniej części piskląt. Jeśli jedzenia na tym terenie jest dużo, dzieci będzie więcej. Natomiast, gdy są obawy, że trudno będzie je wykarmić, niektóre z sów w danym roku nie składają jaj wcale. Ptaki – zwłaszcza duże – mają najczęściej pozbawione piór podbrzusze, czyli tzw. łaty lęgowe do wysiadywania jaj. Są mocniej ukrwione i zapewniają więcej ciepła. Jeśli pióra na czas nie wypadną, ptaki same je sobie wyskubują, szykując się do roli rodzica. Ciekawym przypadkiem są dzioborożce. Samica wchodzi do dziupli i przy pomocy samca zamurowuje się w niej na cały okres wyprowadzania potomstwa. Traci w tym czasie wszystkie pióra na korzyść miękkiego posłania dla małych, a samiec dostarcza pożywienie dla rodziny przez pozostawioną w dziupli niewielką szparę. W sam raz na jego dziób, ale za wąską dla węża.
Ptaki troszczą się o potomstwo zazwyczaj dopóty, dopóki ma ono dziecięce upierzenie i pisklęce formy zachowania. Dotyczy to również wielu innych przedstawicieli świata zwierząt. Otwarty jaskrawy dziób tymczasem jest dla rodzica bodźcem, że trzeba przynieść posiłek i informacją, gdzie go włożyć. Dla skrzydlatej pary to bardzo pracowity okres. Rosnący kowalik na przykład, niedługo przed odfrunięciem jest karmiony ok. 335 razy dziennie. Małe sikorki natomiast po opuszczeniu gniazda jeszcze przez jakiś czas siedzą z otwartym dziobem na pobliskiej gałęzi, czekając aż rodzice podrzucą jakiś kąsek. Podobnie kukułka otwartym dziobem „wymusza” posiłek na przybranych rodzicach, którym instynkt każe ten dziób nakarmić, mimo że przez niego powypadały z gniazd rodzime pisklęta. Swoją drogą, nie wszystkie kukułki podrzucają swoje dzieci – ok. 30 gatunków troskliwie pielęgnuje potomstwo – a te, które podrzucają, również starają się zapewnić pisklętom jak najlepszy start. Składają jaja zazwyczaj do gniazd gatunku, który je wychował. Swoich rodziców wiele piskląt rozpoznaje po tym, że są pierwszym poruszającym się obiektem, który widzą. Tak samo za pierwszym ujrzanym rodzicem podąża cielę, jagnię czy źrebię. Odpowiada za to mechanizm wpajania czy wdrukowania, polegający na uczeniu się wyglądu dorosłego opiekuna. Jak nietrudno się domyślić, czasami wynikają z niego takie pomyłki, jak stado kurcząt kroczące dzielnie za psią mamą.
Wiele zwierząt tworzy kilkupokoleniowe rodziny, korzystając z pomocy starszych dzieci. Australijskie ptaki o nazwie malurus pozostawiają rodzeństwo pod opieką starszego syna, wyprowadzając tymczasem kolejny lęg. Tak doświadczony za młodu samiec w przyszłości zazwyczaj zostaje sprawnym ojcem. Podobnie kurki wodne z pierwszego lęgu pomagają wykarmić następny. Bobrowe rodziny mogą liczyć nawet 12 osobników: należą do nich dzieci z bieżącego i poprzedniego roku. Również młode wilki, zanim opuszczą stado, wspólnie z rodzicami wychowują młodsze pokolenie. Szympansice natomiast czasami powierzają niemowlę pod opiekę starszej córce.
U stadnych zwierząt istnieją też bardziej rozwinięte systemy opieki – w rodzaju ludzkich żłobków i przedszkoli. Pod okiem dorosłych nianiek zostawiają swoje dzieci m.in. flamingi, pingwiny, pelikany, lwy, hipopotamy czy bydło australijskie. U flamingów opieką się zajmują najczęściej starsze ptaki, które pod nieobecność rodziców, nawołują małe i zaganiają rozpierzchające się towarzystwo z powrotem. Gdy mały kangur jest zagubiony, na jego dźwięki reagują wszystkie samice. Tak i w małpich rodzinach – gdy coś się dzieje z jednym z dzieci, wszyscy dorośli śpieszą na pomoc.
Rodzinne i stadne życie pomaga małym nauczyć się najważniejszych form zachowania. Delfiny opanowują w rozgadanym stadzie język swojej społeczności. To jeden z czynników, któremu przypisuje się inteligencję tych ssaków. Kilkumiesięczne niedźwiadki poprzez zabawę ćwiczą przewroty i pozorują walkę. Gdy figle zajdą za daleko, uważna niedźwiedzica upomina je warczeniem, a nawet potrafi wymierzyć klapsa. Rodzice jednak często sami inicjują zabawę. Przewracają dziecko na grzbiet, mocują się z nim czy udają ucieczkę, zachęcając do pogoni. Przy tym, zabawy zwierząt kopytnych częściej skupiają się na bieganiu, a drapieżników – na podchodach do ataku. W ten sposób malcy zdobywają doświadczenie, które przyda się im w dorosłym życiu.
Żeby potomstwo przetrwało, nieraz konieczna jest czujna ochrona. Bawoły i owce całym stadem osłaniają najmłodszych przed drapieżnikiem. Siewka udaje ranną i odciąga intruza od gniazda, uciekając z teatralnie „zwichniętym” skrzydłem. Bobry w razie zagrożenia walą głośno ogonem o wodę. Kto nie słyszał o tchórzliwych strusiach? Pora obalić tę plotkę. Ojciec struś wysiaduje pisklęta wspólnie z jedną z najważniejszych samic. Ponieważ ma czarne pióra, wysiaduje je nocą, a bura matka siedzi dniem. Jeśli zbliża się niebezpieczeństwo, dyżurujący akurat rodzic rozpłaszcza się na ziemi z poziomo wyciągniętą szyją tak, żeby zamaskować gniazdo. Stąd krzywdzące pomówienie o chowaniu głowy w piasek. Gdy pojawią się pisklęta, częściej dochodzi do obrony przez atak. Ojciec zazwyczaj chroni dzieci, a matka goni napastnika. Podobnie przykrywają ciałem swoje dzieci samice skowronków. Ponieważ gniazdują na ziemi, giną razem z małymi co roku podczas niszczącego (również dla gleby) zwyczaju wypalania traw. Mimo że mogą odlecieć, potrzeba ochrony potomstwa jest najważniejszym instynktem. Matka jeża natomiast, jeśli koniecznie musi wyjść na chwilę z gniazda, szczelnie przykrywa swoje dzieci liśćmi.
W dyskusjach o prawach zwierząt jedną z głównych osi, wokół których mnożą się za i przeciw, jest ich świadomość. Rodzicielstwo, a w tym wymagająca nieraz poświęceń czujna i czuła troska o potomstwo wydaje się być wspólnym i zrozumiałym ponadgatunkowym doświadczeniem. Może warto życzliwiej spojrzeć na przebiegającą mysz domową, która gdy jest mamą, nawet z daleka pędzi na każdy, niesłyszalny dla nas pisk dzieci. A leżąca na talerzu ryba nabierze nowych skojarzeń jako równie samozaparty rodzic.
Na podstawie:
„Dzieciństwo zwierząt”, Maria S. Sołtyńska, Wydawnictwo KAW, 1978.
„Tropy i ślady zwierząt”, Klaus Richlarz, Wydawnictwo RM, 2011.
Irka Jazukiewicz