Czarnoskóry nastolatek z automatyczną bronią w ręku stał się – obok głodującego dziecka – jednym z najpowszechniejszych symboli problemów XX-wiecznej Afryki. Budzi grozę i wzmacnia wizerunek Afryki jako kontynentu pełnego barbarzyńskiej przemocy. A przecież nie tylko tam walczą dzieci i nie zawsze ta walka wiąże się ze strzelaniem do ludzi.
W Międzynarodowym Dniu Dzieci-Żołnierzy nie opublikujemy tego typu fotografii. Wolimy zdjęcia bawiących się, uśmiechniętych dzieci.
Międzynarodowy Dzień Dzieci-Żołnierzy obchodzimy od 2002 roku, zawsze 12 lutego, na pamiątkę wejścia w życie Fakultatywnego Protokołu do Konwencji Praw Dziecka o zakazie wykorzystywania dzieci poniżej 18. roku życia jako żołnierzy w konfliktach zbrojnych. W tej chwili dokument ten ratyfikowało już 159 państw na całym świecie. Postęp legislacyjny w tej dziedzinie był dość szybki – sama Konwencja Praw Dziecka liczy sobie niewiele więcej niż 25 lat i wzywa państwa do podjęcia wszelkich wysiłków, aby dzieci poniżej 15. roku życia nie uczestniczyły bezpośrednio w walkach zbrojnych. W 2002 roku wszedł w życie Statut Rzymski Międzynarodowego Trybunału Karnego, w którym stwierdzono, iż „powoływanie lub wcielanie do armii dzieci poniżej piętnastego roku życia lub wykorzystywanie ich do czynnego udziału w walkach zbrojnych jest zbrodnią wojenną”.
Na rozstajnych drogach, czyli legislacja a rzeczywistość
Jednak zmiany w prawodawstwie nie przekładają się natychmiastowo na praktykę społeczną. Trudno policzyć, ilu małych żołnierzy i ile małych żołnierek uczestniczy w konfliktach zbrojnych. Według ostrożnych szacunków jest to ponad 250 tysięcy osób. W latach 90., gdy dyskutowano rozwiązania prawne dotyczące wykorzystywania dzieci w walce, wskutek zakończenia zimnej wojny doszło do erozji dwubiegunowego podziału świata. Toczy się coraz mniej „klasycznych” wojen między państwami, za to wzrasta liczba wojen domowych, toczonych między wrogimi sobie grupami etnicznymi, zwolennikami rządu i opozycji, a także innymi aktorami (np. kartele narkotykowe). W tej sytuacji prawne zobowiązania i starania słabnących państw nie mają aż tak dużego wpływu na rzeczywistość.
Za jeden z przykładów mogą posłużyć wydarzenia ostatnich lat w Syrii, gdzie ściera się kilka formacji. Organizacja Narodów Zjednoczonych przestała podawać dane na temat liczby ofiar śmiertelnych konfliktu. Również rannych nikt nie liczy, a połowa ludności stała się uchodźcami – to ok. 11 milionów osób. Ilu ludzi zaangażowało się w walkę z armią rządową lub uczestniczy w starciach pomiędzy rebeliantami? Ile jest wśród nich dzieci? Prawdopodobnie setki, ale tak naprawdę nikt nie jest w stanie podać wiarygodnych danych.
W czerwcu ubiegłego roku znana z rzetelności amerykańska organizacja Human Rights Watch opublikowała raport poświęcony udziałowi dzieci w walkach na terenie Syrii. Jak podają jego autorzy, grupy rebeliantów wykorzystują małych żołnierzy do kilkunastu różnych rodzajów działań. Mali Syryjczycy uczestniczą bezpośrednio w bitwach, pełnią rolę snajperów oraz szpiegów, obstawiają punkty kontrolne, opatrują rannych, przemycają amunicję, zaopatrują front. Na terenach zajętych przez ISIS, czyli grupę, która szczyci się swoim okrucieństwem i bezwzględnością, dzieciom zleca się czasem zabijanie więźniów oraz przeprowadzanie samobójczych ataków bombowych.
Kim jest dziecko-żołnierz?
Posługując się przykładem Syrii, można właściwie zdefiniować pojęcie „dziecko-żołnierza”. Definicja ta nie ma nic wspólnego z medialnymi stereotypami, które redukują obraz dziecka-żołnierza do nastoletniego chłopca trzymającego broń typu kałasznikow. Według UNICEF, dzieckiem-żołnierzem jest każda osoba poniżej 18. roku życia, która jest lub była zwerbowana bądź wykorzystana przez siłę zbrojną lub grupę zbrojną dla pełnienia jakiejkolwiek funkcji. Nie chodzi zatem tylko o walkę z bronią w ręku, ale także o pełnienie roli szpiega, posłańca, kucharza bądź świadczenie innym żołnierzom usług seksualnych.
Dzieci-żołnierze kojarzą się z krajami afrykańskimi, jednak dzieci są werbowane przez siły rządowe oraz ugrupowania zbrojne w ponad 80 krajach na różnych kontynentach.
40% nieletnich żołnierzy stanowią dziewczynki.
Znaczna część dzieci jest werbowana pod przymusem. Zdarzają się porwania z domów, ze szkół lub z ulicy. Czasem porywane dziecko zostaje przy tym zmuszone do aktów okrucieństwa na członkach rodziny, tak aby bliscy nie chcieli mieć z nim już nic wspólnego i aby możliwość powrotu została odcięta.
Jednak nie zawsze stosowanie przemocy jest niezbędne. W regionach, w których nie działają szkoły i gdzie nie ma perspektyw na pracę, dzieci zgłaszają się do walki jako ochotnicy. Wstąpienie w szeregi ugrupowań militarnych daje im czasem jedyną możliwość przeżycia, zwłaszcza w sytuacji, gdy członkowie rodziny ponieśli śmierć. W takich okolicznościach małymi ochotnikami może także kierować chęć zemsty za okrucieństwa wyrządzone ich rodzinom i za niesprawiedliwości, jakie dotykają społeczność, w której się wychowali.
Podejmij wyzwanie:
Przeczytaj „Nocnych wędrowców” – reportaż Wojciecha Jagielskiego z Ugandy.
Nieletni żołnierze są relatywnie tani w utrzymaniu. Często jedyną zapłatą za walkę stanowi pożywienie. Dziećmi łatwiej jest też manipulować, budować w nich poczucie przynależności do grupy i nienawiść do wroga. Nie jest jednak prawdą, że dzieci są pozbawione wyobraźni i przez to nie odczuwają silnego strachu przez ryzykowaniem życiem w walce. Gdyby tak było, do powszechnych praktyk nie należałoby faszerowanie małych żołnierzy narkotykami.
Wojna to nie zabawa, choć niektóre historyczne grupy rekonstrukcyjne czy muzea tak ją przedstawiają, bezrefleksyjnie zapraszając dzieci do wcielania się w rolę małych żołnierzy. Udział w walce nie jest ekscytującą przygodą. Podziwiając małych bohaterów, którzy ryzykowali życiem i ginęli w imię ojczyzny, nie stawiajmy ich za wzór do naśladowania, lecz przedstawiajmy ich losy jako tragiczne świadectwo okresu wojennej zawieruchy. Nie zapominajmy, że rolą dorosłych jest strzec dzieci przed zadaniami, do których nie zdążyły dorosnąć.
Amnesty International przekonuje, że do wykorzystywania dzieci w konfliktach zbrojnych przyczynia się międzynarodowy handel bronią. Mali żołnierze są rekrutowani do walki m.in. z uwagi na masową dostępność i niską cenę lekkich, łatwych w obsłudze automatycznych karabinków, zwanych potocznie kałasznikowami.
Dostawcami 75% broni na świecie jest 6 stosunkowo bogatych krajów: USA, Rosja, Niemcy, Wielka Brytania, Chiny i Francja. W kwietniu 2013 roku na forum ONZ został przyjęty Traktat o Handlu Bronią, zakazujący państwom transferów broni konwencjonalnej do innych krajów, gdy istnieje ryzyko, że broń ta będzie wykorzystywana do popełnienia lub ułatwienia ludobójstwa, zbrodni przeciwko ludzkości lub zbrodni wojennych. We wrześniu 2014 roku osiągnięto liczbę minimum 50 państw, które ratyfikowały traktat, co było warunkiem jego wejścia w życie. Spośród głównych eksporterów broni nie ratyfikowały go USA, Rosja i Chiny.
Dowiedz się więcej:
http://malizolnierze.org/
http://www.child-soldiers.org/
http://www.hrw.org/topic/childrens-rights/child-soldiers
Opublikowano w ramach projektu Postaw na rozwój. Zrównoważony! – 2. edycja współfinansowanego w ramach programu polskiej współpracy rozwojowej Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP w 2015 r.